sobota, 10 stycznia 2015

3. No Type






Harry

Od godziny leżałem na niewygodnym łóżku, które wypożyczył mi Cooperman na kilkanaście dni. To było pewne, że nie będę mógł u niego pomieszkiwać cały czas – nie tylko z jego inicjatywy chciałem się wynieść, nie widziało mi się żyć w takim gównianym miejscu i do tego użerać się jeszcze z tą całą Lauren – nie rozmawiałem z nią od jej ostatniego zwrotu do mnie: Mieszkanie Maxa, Posrańcu, ale usłyszałem jak ciemny blondyn się do niej zwraca.
Długo myślałem nad tym jak teraz sobie poradzę, dlatego doszedłem do wniosku, że będę walczył dla Maxa i z pieniędzy, które zarobię kupię sobie jakąś chatę przy plaży z dużym i wygodnym łóżkiem, a jeśli Coop będzie chciał zamieszkać razem ze mną to nie będzie problemu.
Nagle drzwi mojego pokoju otworzyły się, a kiedy osoba stojąca w progu głośno odchrząknęła podniosłem się do siadu i spojrzałem w odpowiednim kierunku. Nie mogłem powstrzymać się od wywrócenia oczami, kiedy zobaczyłem tą Blondyneczkę, która nie potrafi przeżyć sześćdziesięciu minut bez wkurwiania mnie.
-Masz, Posrańcu – rzuciła mi reklamówkę, a później założyła ręce na piersi i przyglądała mi się z uniesionymi brwiami.
-Co? – westchnąłem. Nie wiem, dlaczego w ogóle się odzywałem, przecież mogłem ją zignorować, wtedy na pewno wyszłaby zbudzona obrażając mnie pod nosem, ale głupi musiałem zapytać.
-Odpowiedz mi na jedno pytanie, Curly
-Nie mów tak – warknąłem, na co zmarszczyła brwi.
-Okay? W takim razie Harreh, może być?
-Nie! Tak też mnie nie nazywaj – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. –Możesz mówić jak chcesz, możesz mnie nazywać Posrańcem, Harrym, czy jak tam sobie chcesz-wisi mi to, ale nie mów Harreh, ani Curly, dobra? – to chyba logiczne, że nie chciałem, aby zwracała się do mnie tak jak moja była dziewczyna. To bolało, a ja miałem już dość cierpienia.
Byłem zwyczajnie w świecie zmęczony tym popieprzonym światem i byłem pewien, że przeprowadzka do Miami pozwoli mi zapomnieć. Zaczynam się przekonywać, iż może najzwyczajniej szczęście nie jest mi pisane za całe zło jakie wyrządziłem swoim bliskim, obcym oraz jak zniszczyłem siebie. Kiedyś byłem zwyczajnym dzieciakiem z kochającą rodziną i wspaniałymi przyjaciółmi, ale przez ten pieprzony wypadek moje życie wywróciło się do góry nogami, a ja po prostu sobie nie potrafiłem poradzić. Szukałem ucieczki – potrzebowałem jej, dlatego sięgnąłem po narkotyki i zacząłem bardziej intensywnie trenować na siłowni oraz w na zajęciach z mieszanych sztuk walki. Wiedziałem, że robię źle, ale… Straciłem rodziców nic nie miało dla mnie znaczenia – ludzie mieli widzieć moje cierpienie i zacząć się mną przejmować!
Anna podczas naszego pierwszego spotkania strasznie się wkurzyła, kiedy kupiłem jej colę zamiast drinka, ale robiłem to tylko w żartach – musiałem ją poznać bliżej, bo gdzieś tam w głębi duszy byłem święcie przekonany, że to ona właśnie pomoże mi wyjść z tego gówna w jakim się znalazłem. Nie myliłem się, ponieważ mój Kwiatuszek całkowicie poświęcił się w sprawie niesienia mi pomocy w walce z uzależnieniami, a co najlepsze jej wytrwałość oraz upór zaowocował pomyślnie, ponieważ po kilku miesiącach naszej przyjaźni odstawiłem to kurestwo. Robiłem to głównie dla niej dlatego, że nie chciałem zrobić jej przez przypadek krzywdy będąc pod wpływem. Kochałem ją i kocham nadal, ale znów jestem na krawędzi tylko, że tym razem ona mi już nie pomoże. Ta cholerna egoistka mnie zostawiła.
-Ale dlaczego? –ku mojemu niezadowoleniu Lauren usiadła obok mnie. Jej błękitne tęczówki badawczo mnie przeszywały, a dłoń znalazła się na moim udzie. –Możesz mi powiedzieć.
-Co jeśli nie chcę? – zrzuciłem jej kończynę z nogi i przesunąłem się na trochę w przeciwny bok, aby zwiększyć odległość między nami. Nie chciałem litości, nie chciałem, żeby jakaś blondyna mnie dotykała, nie chciałem, żeby ona się do mnie zbliżała!
-Skoro wolisz cierpieć w samotności – wzruszyła ramionami. –To twoja sprawa, Harry – słowa, które opuszczały jej malinowe usta były przesiąknięte troską, a mi od razu przed oczami pojawił się obraz Liama, który też cały czas powtarzał ten banalny tekst.
Co im to da, że oświecę ich względem moich uczuć oraz obecnego stanu? Nie wiedzą jak to jest stracić tak ważną osobę, a to pieprzenie, iż wszystko będzie dobrze, po czasie się ułoży czy chociażby jest tyle lasek, a ty przejmujesz się jedną, zamiast mi pomóc działa wręcz przeciwnie i niesamowicie mnie wkurwia! Rozumiem, że chcą dobrze, ale… Do cholery! Nie potrafią zrozumieć, że nigdy nikogo nie stracili, a co dopiero tak wyjątkową osobę, która była z tobą w zarówno dobrych jak i złych chwilach.
-W worku masz rękawice – mruknęła bezuczuciowo, a później – nareszcie – wyszła z mojej sypialni, jeśli sypialnią można było nazwać stary i dziurawy materac znaleziony prawdopodobnie na śmietniku.
-Okay, o której jest ta walka?
-Za jakieś piętnaście minut – wzruszyła ramionami, a na co przytaknęłam. Dziewiętnastolatka zarzuciła włosami i wykonała piruet na pięcie, ale zanim jeszcze wyszła powiedziała: -Mam nadzieję, że nakopią ci do dupy, Posrańcu – na moich ustach pojawił się chamski uśmieszek, kiedy wyszła kręcąc tyłkiem na lewo i prawo.
Ta laska jest niemożliwa – wkurwia mnie niemiłosiernie, a znam ją dopiero kilka godzin. Jezu, daj mi siłę do tej kobiety, bo prędzej czy później znów odbędzie się kolejny pogrzeb. Nie mówię, że specjalnie zakradnę się w nocy i uduszę ją za pomocą poduszki, ale wypadki chodzą po ludziach – a Liam nieraz wspominał, że za dzieciaka zdarzało mi się lunatykować. W każdym bądź razie, Lauren powinna zaopatrzyć się w jakieś szczególne środku bezpieczeństwa – mam na myśli zamykać drzwi swojego pokoju na klucz, albo założyć alarm.
Rozwiązałem supełek siatki, po czym wyjąłem z niej parę czarnych rękawic, które miały za główne zadanie chronić moje kostki od jakiś poważniejszych zadrapań. Włożyłem je na dłonie tylko, żeby przymierzyć – pasowały idealnie, jakby były zrobione specjalnie dla mnie na zamówienie. Zsunąłem ochraniacze, a później trzymając je w lewej ręce zbiegłem na dół, gdzie produkował się Cooperman – ten gość jest nie możliwy… Znowu rzucał kurwami, chujami, kutasami i skurwielami przez ten pieprzony telefon starając się załatwić jak najwięcej frajerów, chcących zapłacić jak najwięcej kasy za pokaz mieszanych sztuk walki – tutaj nazywają to The Beatdown. Obecnie miały zacząć się przygotowania do tego wydarzenia, ponieważ ten główny pokaz był ustalony na za dwa miesiące. Było dość dużo chętnych, dlatego najpierw musiały odbyć się kwalifikacje, aby wyłonić najlepszych – w końcu do zgarnięcia miało być około stu tysięcy dolarów. Wiedziałem, że wygram, ale jak przystało na kulturalnego i cywilizowanego człowieka postanowiłem stanąć do etapu przygotowań. Max mówił, że dziś będę walczył z jakimiś pięcioma gośćmi, a jeśli wygram przynajmniej z trzema to przechodzę dalej – oczywiście, Coop jest na tyle głupi, że wątpi w moje możliwości, ponieważ ja wygram, z każdym z tych słabeuszy.
-Jedziemy? – pokiwałem kilka razy pionowo głową. –Lauren, jedziesz z nami!? – wydarł się na całą pizdę prosto do mojego ucha – jakbym miał mało problemów. Straciłem dziewczynę, która nosiła w sobie moje dziecko, zostawiłem przyjaciół, żeby zapomnieć, a teraz jeszcze miałem stracić słuch! Co jeszcze, może utnie mi język, żebym wcale nie mógł się odzywać!? Bez żartów!
Na dół zbiegła wysoka Blondyneczka ubrana w jeansowe szorty, białą obcisłą koszulkę na cieniutkich ramiączkach, która tylko uwydatniała jej dość sporych rozmiarów biust oraz tenisówki. Blond fale opadały jej kaskadami na plecy oraz na piersi. Nie miała na sobie dużej ilości makijaży po za tuszem, który tylko wydłużaj już i tak długie rzęsy – w tym momencie kusiła całą sobą.
-Tsa, możemy jechać – mruknęła od niechcenia, a później całą trójką opuściliśmy tą zabitą dziurę dechami na rzecz jeszcze większej rudery, jaką był stary magazyn. Pomieszczenie było bardzo duże, ale to nie zmienia faktu, że było naprawdę zatłoczone co można jedynie zawdzięczać obecnym tutaj ludziom chcących pojarać się faktem, że kilka facetów będzie się napierdalało bez konkretnej przyczyny.
-Cooperman! – wszyscy przystanęliśmy, a następnie odwróciliśmy w stronę bruneta, który nawoływał nazwisko mojego przyjaciela. Przed nami stał nieco wyższy ode mnie chłopak, jednak moja postura w stosunku do jego była o niebo – a nawet kilka nieb – lepsza. Brązowe oczy biły w Coopa piorunami, które z czasem przeniosły się na mnie i Blondyneczkę. –Gdzie masz tą ciotę, Jacka?
-Mam nowego zawodnika, Parker – wychrypiał Max przeczesując swoje włosy na prawą stronę.
-Kogo? Tego lalusia!? – parsknął śmiechem prosto w moją twarz przy okazji opluwając mnie sporą ilością flegmy ze swojego krzywego ryja. –Myślałem, że stać cie na coś lepszego, no ale cóż… Max zaniżasz swoje priorytety – wzruszył rozbawiony ramionami. –Sparks, co powiesz na małą zabawę po walce?
-Ghh, jesteś obleśny Justin – odpowiedziała z odrazą na twarzy. –Nie zawyżaj swoich priorytetów, laski takie jak ja nie umawiają się z gośćmi twojego przekroju. Jestem zbyt zajebista na taką ciotę jak ty, po za tym ten Posraniec – kiwnęła głową w moim kierunku, dlatego zmarszczyłem brwi. Co ta idiotka znowu wymyśliła? –To mój facet – szybko złapała mnie za dłoń, ale sprawnie wyszarpałem swoją rękę z jej żelaznego uścisku – laska ma powera!
-Coś mi się nie wydaje, kochanie – poruszał znacząco brwiami. –Widać, że za tobą i twoją nie zamykającą się jadaczką nie przepada – dobra, ten gość jest chyba jasnowidzem. Czułem się świetnie z myślą, że utarł Lauren nosa, ale kiedy poczułem na sobie jej błagające spojrzenie postanowiłem –mimo niechęci do jej osoby oraz wszystkiego co miało z nią związek – udzielić jej pomocy. Jednym sprawnym ruchem złapałem za jej nadgarstek, po czym przyciągnąłem do siebie. Trzymałem ją pewnie w pasie, a kilka sekund później złączyłem nasze wargi w spontanicznym pocałunku, który od razu odwzajemniła. Nie chciałem robić scen, ani odnosić się z tą ściemą publicznie, ponieważ jestem zdania, że skoro ludzie chcą sobie pooglądać jakiegoś pornosa powinni mi za to zapłacić, bo za darmo niczego nie dostanie się w tym snobistycznym świecie pełnym kłamstwa, używek, nielegalnych wyścigów oraz przemocy. Odsunąłem się od niej na dość sporą odległość i przypatrywałem się reakcji tego altromondo. Parker był prawdziwie wkurwiony, a najlepsze było to, że wcale nie na mnie tylko na Sparks.
-Co się gapisz, kutasie? Mówiłam, że to mój chłopak, a teraz wypierdalaj szukać dobrego dentysty, bo jak Harry ci przypierdoli na macie będziesz zbierał zęby, a lekarz nie będzie wiedział czy twój ryj to ryj czy może cipka! – okay, ta idiotka chyba zbytnio się wkręca w grożenie innym co prawdopodobnie odbije jej się czkawką, a ja już więcej jej nie pomogę w zwodzeniu jakiegoś kretyna , z którym mam za niedługo walczyć.
Naburmuszony Justin poszedł w stronę tłumu, który przywitał go jak sławnego aktora dobrze dochodowych filmów akcji.
-Lauren, następnym razem daruj sobie takie sceny – warknął jej kuzyn, a ona wywróciła tylko teatralnie oczami.
-Dzięki, Harry – posłała mi szeroki uśmiech, który na całe szczęście miałem możliwość zgasić. Ten dzień jest całkiem przyzwoity pomijając przyjazd tutaj z tą Blondyneczką, którą teraz miałem ochotę wkurwiać.
-Więcej tego nie rób – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. –Nie wmawiaj jakimś pedałom, że jesteśmy razem, ogarniasz? – dokończyłem wrednym tonem, a ona jedynie prychnęła pod nosem i odeszła w nieznanym mi kierunku.  
-Sory za nią stary, ale to jej były – przytaknąłem, a potem razem z Coopem poszliśmy w kierunku zbiorowiska. Ludzie głośno kibicowali dwóm okładającym się dryblasom, z którego jeden był strasznie niski, a drugi wyglądał w porównaniu z nim jak King Kong. Co śmieszniejsze… Ten cherlawy człowieczek wygrał przez nokaut! Zaczynam wątpić w system. Sędzia uniósł jego rękę w geście zwycięstwa, a zapowiadający zaczął mówić:
-Kolejny zmierzy się Ryan Fehler i Harry Davids – z tłumy wyszedł jakiś blondasek, który zaczął odwalać popisy.
-Dowal mu – usłyszałem warknięcie przy uchu, a kilka sekund później oprzytomniałem. Ludzie gapili się na mnie, dlatego bez skrępowania zdjąłem koszulkę, którą podałem Max’ owi i założyłem rękawice. Zrobiłem kilka kroków do przodu, żeby stanąć naprzeciwko przeciwnika, który był nieco wyższy ode mnie, jednak nie na tyle umięśniony. Przeczesałem włosy, które wpadały mi do oczu, a potem stuknęliśmy się rękawicami. Cofnęliśmy się na kilka kroków, a gdy sędzia dał sygnał zaczęliśmy widowisko. Koleś zbliżył się do mnie, po czym wymierzył – a raczej chciał – pierwszy cios, którego uniknąłem dzięki szybkiemu refleksowi. Uderzyłem go w klatę, dlatego odrzuciło go trochę do tyłu, a ja wykorzystałem okazję i kopnąłem go w twarz z pół obrotu tym samym nokautując. Tłum ucichł – wszyscy gapili się teraz na mnie.
-Kto następny? – zapytałem niewzruszony, a z zbiegowiska pewnym siebie krokiem wyszedł jakiś rudzielec.
-Zrobię ci krzywdę, chłopczyku – parsknąłem śmiechem.
-Zobaczymy kto będzie płakał – wymierzył mi podbródkowy, którego niestety nie uniknąłem. Szczęka bolała mnie niemiłosiernie, ale nie jestem ciotą – dam radę skopać mu dupę, a za to co mi teraz zrobił to rozkurwię mu łeb!
Już po pierwszych sekundach starcia z nim wiedziałem, że jest bokserem, ponieważ używał tylko rąk, dlatego postanowiłem to wykorzystać. Wybiłem się i zrobiłem nad nim salto, a później zacząłem swój pokaz okładałem go, a kiedy orientowałem się, że chce wziąć odwet zaczynałem skakać żeby uniknąć ciosów. Ludzie zmienili front i zaczęli dopingować mnie, co jeszcze bardziej mnie nakręcało. Powoli jednak zaczęła mnie nudzić ta zabawa w kotka i myszkę, dlatego wykonałem Superman Punch tym samym go nokautując. Zupełnie inaczej uporałem się z kolejnymi przeciwnikami, ponieważ przyszło to zupełnie łatwo. Zostało mi tylko jedno starcie, a kiedy zobaczyłem kto jest moim rywalem… Cóż tym razem nie odpuszczę dopóki go nie zabiję.
-No kogo ja widzę, gdzie ta twoja mała dziwka? – zakpił, a ja zacisnąłem dłonie w pięści. Nikt nie miał prawa jej tak nazywać, a już w zupełności nie ten frajer, który na ostatnich wakacjach chciał skrzywdzić Annę.
-Stul pysk – wycedziłem przez zęby. –Nawet nie waż się o niej myśleć.
-Pewnie cie olała, każda taka jest, a ty naiwny myślałeś, że… - nie wytrzymałem i rzuciłem się na niego. Okładałem go wszystkim czym tylko potrafiłem. Już nie byłem tak opanowany, a moje ciosy były bardzo chaotyczne nawet jeśli trafiałem rywala. Cały czas przed oczami miałem to jak ostatnio chciał ją skrzywdzić, jak brudnymi łapami szarpał za nadgarstek mojego Kwiatuszka… Wstąpił we mnie sadysta, którego nic i nikt nie mógł powstrzymać. Twarz blondyna z każdym uderzeniem jakie mu zadałem przybierała coraz więcej ran, z których sączyła się czerwona ciecz, a skóra powoli przybierała barwę fioletu. Ludzie zaczęli panikować, a Cooperman bezskutecznie starał się tak jak sędzia odciągnąć mnie od tej szuji. Wpadłem w trans i nikt nie potrafił temu zapobiec, po za oczywiście Anną czy chociażby Liamem.
-Davids, do kurwy zabijesz go! – krzyczał Max. –Lauren, może byś pomogła!? – nie zwracałem uwagi na to co mówił czy kogo wołał i prosił o pomoc.
-Harry – usłyszałem nad uchem, a czyjeś drobne dłonie złapały mnie i pasie. Szarpała, ale nie umiała sobie dać ze mną rady. –Harry, przestań! – wrzasnęła, a ja przestałem. Anna tak samo się do mnie zwracała. Z jej pomocą wstałem i zbadałem sytuację, do której doprowadziłem. Blondyn leżał cały we krwi oraz nieprzytomny. –Co ci się stało, panie opanowany!? – umieściła dłonie na mojej klatce piersiowej, a później z całej siły odepchnęła. –Mogłeś go zabić, Posrańcu! – zlustrowałem ostatni raz całe towarzystwo i odszedłem. Nie wiem dokąd szedłem, a jedyną rzeczą, którą zdołałem zabrać była moja koszulka. Stawiałem kolejne kroki przed siebie zostawiając za sobą cały ten syf, którego się dopuściłem.
-Teraz się laleczko zabawimy! – zarechotał jakiś typek z zaułka, dlatego z czystej ciekawości postanowiłem tam zajrzeć. Dwaj idioci dobierali się do jakiejś dziewczyny, która skulona oraz zapłakana siedziała pod murem obejmując swoje nogi dłońmi.
-Zostawcie mnie – pociągnęła noskiem. Mimo gównianej sytuacji w jakiej teraz się znalazła wyglądała prześlicznie. Postanowiłem jej pomóc, bo nie miałem nic konkretnego do roboty, po za tym nie pozwolę, żeby jakieś kutasy znęcały się nad biedną dziewczyną.
-Ej, posrańce! – obaj jak na komendę odwrócili się w moją stronę. –Zostawcie panią, jak ładnie prosi.
-Zjeżdżaj gówniarzu, to nie twoja sprawa – żachnął i wrócił do brunetki. Zignorował mnie, a tego się nie robi! Podszedłem bliżej niego i jego kumpla, po czym odciągnąłem tego mądralę i z całej siły przyłożyłem mu w mordę.
-Co ty odpierdalasz chłopczyku?! – wrzasnął ten drugi nie kryjąc oburzenia. Chciał mnie uderzyć, ale nie wyszło mu to i właśnie on leżał nieprzytomny na glebie.
-Chodź – pomogłem wstać nastolatce, która z lekką obawą przyjęła moją pomocną dłoń. –Jak się nazywasz?
-J- jestem Ta- Taylor – wytarła zapłakane oczy wierzchem ręki, a później dokładnie mi się przyjrzała. Jej brązowe tęczówki przeszywały mnie, co absolutnie mi nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie- podobało mi się to. Była podobna do Anny… Niemalże identyczna. –Dziękuję za pomoc –mruknęła ze spuszczoną głową.
-Nie ma za co dziękować, przecież każdy zareagowałby tak samo – wzruszyłem ramionami.
-I tu się mylisz, ludzie są podli.
-Tsa, wiem coś o tym – mruknąłem pod nosem, jednak ona prawdopodobnie to usłyszała, ponieważ znów na mnie patrzyła ze marszczonymi brwiami. –Nieważne… Chodź odprowadzę cię do domu – złapałem za jej nadgarstek z czystego przyzwyczajenia, ponieważ tak samo robiłem z Evans. Taylor jednak zaparła się nogami i nie pozwalała mi na żaden konkretny ruch wobec niej. –Coś się stało? – byłem całkowicie zmieszany. Nie wiedziałem co ta dziewczyna wymyśliła, ale jedyne czego byłem pewien to, że ma nasrane w głowie zupełnie jak mój Kwiatuszek.
-Ja sama trafię.
-Coś mi się nie wydaje – puściłem jej rękę, po czym skrzyżowałem swoje rami nam na klatce piersiowej. –Co jest?
-Nic.
-Mów, przecież widzę.
-O Jezu – westchnęła głośno, jakby znudzona rozmową ze mną.- Matka wyrzuciła mnie z domu, mój chłopak chciał mnie przed chwilą zgwałcić i nie mam dokąd pójść, szczęśliwy?!- oburzyła się, ale wyglądała uroczo.
-Nawet nie wiesz jak bardzo, chodź pomieszkasz u mnie – a raczej u Maxa razem ze mną i tą wariatką Lauren. Chryste panie! Nie zwracając uwagi na jej próby zatrzymania mnie jednym sprawnym ruchem przerzuciłem ją sobie przez ramię i szedłem w kierunku tej rudery Coopa. Brunetka waliła piąstkami w moje plecy, ale przypominało to bardziej masaż, bo siły miała tyle co kot napłakał.
-To jest porwanie! Puszczaj mnie! – nie reagowałem na jej teksty, aż do czasu kiedy się uspokoiła i stukała palcami znudzona w moje łopatki. –Jak masz na imię?
-Harry.
-Dlaczego mi pomagasz?
-Bo przypominasz mi kogoś bardzo ważnego – nie wiedziałem dlaczego, ale zacząłem się przed nią otwierać mimo, że wcale nie chciałem, żeby ktokolwiek wiedział o tej tragedii jaka mnie dotknęła.
-Kogo?
-Moją byłą dziewczynę.
-Zerwała z tobą – stwierdziła, na co prychnąłem pod nosem. Gdyby ze mną zerwała, ale nadal by żyła to bym tak nie zareagował!             
-Umarła.
-Przepraszam, nie powinnam…
-To… Po prostu nikomu o tym nie mów, okay?
-Dobrze – postawiłem ją przed wejściem, a później otworzyłem drzwi i pociągnąłem za sobą. W salonie siedział Max oraz jego wkurwiająca kuzyneczka, która wlepiała oczy w telewizor. –Cooperman- chłopak odwrócił się do mnie przodem, a kiedy zobaczył niziutką istotkę obok mnie był wściekły.
-Kto to do kurwy jest i co tutaj robi!? – wrzasnął, a Tay zatrzęsła się.
-Idź to góry, drugie drzwi po lewej, ja zaraz przyjdę – brunetka przytaknęła, a później wbiegła po schodach. –Pomieszka z nami przez jakiś czas, potem się wyniesiemy.
-My?! – zdziwiła się Blondyneczka. –Od kiedy taki „porządny” facet jak ty zabiera do domu przybłędy?!
-Zamknij się, kretynko! Mam cie dość, cały czas zachowujesz się jakbyś pozjadała wszystkie rozumy, do wkurwiające! A co do Taylor – Zostaje. 
 _______________________________________________
No więc mamy już rozdział trzeci, w którym pojawiły się dwie nowe postaci - Taylor (której wygląd postanowiłam nieco zmienić) oraz Justin. 
Wiem, że na razie to opowiadanie wieje nudą, a rozdział pojawia się opóźniony, ale jak wszyscy wiem początki są mega trudne. 
Dziękuję wam za komentarze, wejścia i całą resztę do dla mnie naprawdę dużo znaczy. Dziękuję również Jesice Evans za nominację, ale nie chce mi się zbytnio robić o tym notki. 
Cóż... Następny rozdział powinien być bardziej ciekawy, a wy możecie mnie zmotywować komentarzami. 
Buźka, miśki ;**

4 komentarze:

  1. Czytam od początku i uwielbiam to ! Czekam nn :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Następne.... proszę :)
    Jest genialne *.* po prostu Genialne *.*
    Zapraszam: http://defend-zaynmalik.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Osobiście nie mogę się z tobą zgodzić, że opowiadanie wieje nudą bo sam fakt, że Harry próbuje żyć normalnie po śmierci Anny jest intrygujący! Ja nadal nie mogę w to uwierzyć, że w chłopak podjął się tego! Ja po śmierci ukochanego to bym się chyba załamała i była daleka "od życia normalnie". Jego relacje z Lauren są troszeczkę do przewidzenia, ponieważ teraz za bardzo za sobą nie przepadają, ale później pewnie zakochają się w sobie bez opamiętania co jest dobre, zwłaszcza dla naszego "curly" haha :) Ja tam do Taylor nie mam żadnych zarzutów, zarówno jak pod względem wyglądu i charakteru.
    Życzę weny, kochana :)

    OdpowiedzUsuń