Harry
Od godziny leżałem na
niewygodnym łóżku, które wypożyczył mi Cooperman na kilkanaście dni. To było
pewne, że nie będę mógł u niego pomieszkiwać cały czas – nie tylko z jego
inicjatywy chciałem się wynieść, nie widziało mi się żyć w takim gównianym
miejscu i do tego użerać się jeszcze z tą całą Lauren – nie rozmawiałem z nią
od jej ostatniego zwrotu do mnie: Mieszkanie Maxa, Posrańcu, ale usłyszałem jak
ciemny blondyn się do niej zwraca.
Długo myślałem nad tym jak
teraz sobie poradzę, dlatego doszedłem do wniosku, że będę walczył dla Maxa i z
pieniędzy, które zarobię kupię sobie jakąś chatę przy plaży z dużym i wygodnym
łóżkiem, a jeśli Coop będzie chciał zamieszkać razem ze mną to nie będzie
problemu.
Nagle drzwi mojego pokoju
otworzyły się, a kiedy osoba stojąca w progu głośno odchrząknęła podniosłem się
do siadu i spojrzałem w odpowiednim kierunku. Nie mogłem powstrzymać się od
wywrócenia oczami, kiedy zobaczyłem tą Blondyneczkę, która nie potrafi przeżyć
sześćdziesięciu minut bez wkurwiania mnie.
-Masz, Posrańcu – rzuciła mi
reklamówkę, a później założyła ręce na piersi i przyglądała mi się z
uniesionymi brwiami.
-Co? – westchnąłem. Nie wiem,
dlaczego w ogóle się odzywałem, przecież mogłem ją zignorować, wtedy na pewno
wyszłaby zbudzona obrażając mnie pod nosem, ale głupi musiałem zapytać.
-Odpowiedz mi na jedno
pytanie, Curly…
-Nie mów tak – warknąłem, na
co zmarszczyła brwi.
-Okay? W takim razie Harreh,
może być?
-Nie! Tak też mnie nie
nazywaj – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. –Możesz mówić jak chcesz, możesz
mnie nazywać Posrańcem, Harrym, czy jak tam sobie chcesz-wisi mi to, ale nie mów
Harreh, ani Curly, dobra? – to chyba logiczne, że nie chciałem, aby zwracała
się do mnie tak jak moja była dziewczyna. To bolało, a ja miałem już dość
cierpienia.
Byłem zwyczajnie w świecie
zmęczony tym popieprzonym światem i byłem pewien, że przeprowadzka do Miami
pozwoli mi zapomnieć. Zaczynam się przekonywać, iż może najzwyczajniej
szczęście nie jest mi pisane za całe zło jakie wyrządziłem swoim bliskim, obcym
oraz jak zniszczyłem siebie. Kiedyś byłem zwyczajnym dzieciakiem z kochającą
rodziną i wspaniałymi przyjaciółmi, ale przez ten pieprzony wypadek moje życie
wywróciło się do góry nogami, a ja po prostu sobie nie potrafiłem poradzić.
Szukałem ucieczki – potrzebowałem jej, dlatego sięgnąłem po narkotyki i
zacząłem bardziej intensywnie trenować na siłowni oraz w na zajęciach z
mieszanych sztuk walki. Wiedziałem, że robię źle, ale… Straciłem rodziców nic
nie miało dla mnie znaczenia – ludzie mieli widzieć moje cierpienie i zacząć
się mną przejmować!
Anna podczas naszego
pierwszego spotkania strasznie się wkurzyła, kiedy kupiłem jej colę zamiast
drinka, ale robiłem to tylko w żartach – musiałem ją poznać bliżej, bo gdzieś
tam w głębi duszy byłem święcie przekonany, że to ona właśnie pomoże mi wyjść z
tego gówna w jakim się znalazłem. Nie myliłem się, ponieważ mój Kwiatuszek całkowicie
poświęcił się w sprawie niesienia mi pomocy w walce z uzależnieniami, a co
najlepsze jej wytrwałość oraz upór zaowocował pomyślnie, ponieważ po kilku
miesiącach naszej przyjaźni odstawiłem to kurestwo. Robiłem to głównie dla niej
dlatego, że nie chciałem zrobić jej przez przypadek krzywdy będąc pod wpływem.
Kochałem ją i kocham nadal, ale znów jestem na krawędzi tylko, że tym razem ona
mi już nie pomoże. Ta cholerna egoistka mnie zostawiła.
-Ale dlaczego? –ku mojemu
niezadowoleniu Lauren usiadła obok mnie. Jej błękitne tęczówki badawczo mnie
przeszywały, a dłoń znalazła się na moim udzie. –Możesz mi powiedzieć.
-Co jeśli nie chcę? –
zrzuciłem jej kończynę z nogi i przesunąłem się na trochę w przeciwny bok, aby
zwiększyć odległość między nami. Nie chciałem litości, nie chciałem, żeby jakaś
blondyna mnie dotykała, nie chciałem, żeby ona się do mnie zbliżała!
-Skoro wolisz cierpieć w
samotności – wzruszyła ramionami. –To twoja sprawa, Harry – słowa, które
opuszczały jej malinowe usta były przesiąknięte troską, a mi od razu przed
oczami pojawił się obraz Liama, który też cały czas powtarzał ten banalny tekst.
Co im to da, że oświecę ich
względem moich uczuć oraz obecnego stanu? Nie wiedzą jak to jest stracić tak
ważną osobę, a to pieprzenie, iż wszystko będzie dobrze, po czasie się ułoży
czy chociażby jest tyle lasek, a ty przejmujesz się jedną, zamiast mi pomóc
działa wręcz przeciwnie i niesamowicie mnie wkurwia! Rozumiem, że chcą dobrze,
ale… Do cholery! Nie potrafią zrozumieć, że nigdy nikogo nie stracili, a co
dopiero tak wyjątkową osobę, która była z tobą w zarówno dobrych jak i złych
chwilach.
-W worku masz rękawice –
mruknęła bezuczuciowo, a później – nareszcie – wyszła z mojej sypialni, jeśli
sypialnią można było nazwać stary i dziurawy materac znaleziony prawdopodobnie
na śmietniku.
-Okay, o której jest ta
walka?
-Za jakieś piętnaście minut –
wzruszyła ramionami, a na co przytaknęłam. Dziewiętnastolatka zarzuciła włosami
i wykonała piruet na pięcie, ale zanim jeszcze wyszła powiedziała: -Mam
nadzieję, że nakopią ci do dupy, Posrańcu – na moich ustach pojawił się chamski
uśmieszek, kiedy wyszła kręcąc tyłkiem na lewo i prawo.
Ta laska jest niemożliwa –
wkurwia mnie niemiłosiernie, a znam ją dopiero kilka godzin. Jezu, daj mi siłę
do tej kobiety, bo prędzej czy później znów odbędzie się kolejny pogrzeb. Nie
mówię, że specjalnie zakradnę się w nocy i uduszę ją za pomocą poduszki, ale
wypadki chodzą po ludziach – a Liam nieraz wspominał, że za dzieciaka zdarzało
mi się lunatykować. W każdym bądź razie, Lauren powinna zaopatrzyć się w
jakieś szczególne środku bezpieczeństwa – mam na myśli zamykać drzwi swojego
pokoju na klucz, albo założyć alarm.
Rozwiązałem supełek siatki,
po czym wyjąłem z niej parę czarnych rękawic, które miały za główne zadanie
chronić moje kostki od jakiś poważniejszych zadrapań. Włożyłem je na dłonie
tylko, żeby przymierzyć – pasowały idealnie, jakby były zrobione specjalnie dla
mnie na zamówienie. Zsunąłem ochraniacze, a później trzymając je w lewej ręce
zbiegłem na dół, gdzie produkował się Cooperman – ten gość jest nie możliwy…
Znowu rzucał kurwami, chujami, kutasami i skurwielami przez ten pieprzony
telefon starając się załatwić jak najwięcej frajerów, chcących zapłacić jak
najwięcej kasy za pokaz mieszanych sztuk walki – tutaj nazywają to The
Beatdown. Obecnie miały zacząć się przygotowania do tego wydarzenia, ponieważ
ten główny pokaz był ustalony na za dwa miesiące. Było dość dużo chętnych,
dlatego najpierw musiały odbyć się kwalifikacje, aby wyłonić najlepszych – w
końcu do zgarnięcia miało być około stu tysięcy dolarów. Wiedziałem, że wygram,
ale jak przystało na kulturalnego i cywilizowanego człowieka postanowiłem
stanąć do etapu przygotowań. Max mówił, że dziś będę walczył z jakimiś pięcioma
gośćmi, a jeśli wygram przynajmniej z trzema to przechodzę dalej – oczywiście,
Coop jest na tyle głupi, że wątpi w moje możliwości, ponieważ ja wygram, z
każdym z tych słabeuszy.
-Jedziemy? – pokiwałem kilka
razy pionowo głową. –Lauren, jedziesz z nami!? – wydarł się na całą pizdę
prosto do mojego ucha – jakbym miał mało problemów. Straciłem dziewczynę, która
nosiła w sobie moje dziecko, zostawiłem przyjaciół, żeby zapomnieć, a teraz
jeszcze miałem stracić słuch! Co jeszcze, może utnie mi język, żebym wcale nie
mógł się odzywać!? Bez żartów!
Na dół zbiegła wysoka Blondyneczka
ubrana w jeansowe szorty, białą obcisłą koszulkę na cieniutkich ramiączkach,
która tylko uwydatniała jej dość sporych rozmiarów biust oraz tenisówki. Blond
fale opadały jej kaskadami na plecy oraz na piersi. Nie miała na sobie dużej
ilości makijaży po za tuszem, który tylko wydłużaj już i tak długie rzęsy – w
tym momencie kusiła całą sobą.
-Tsa, możemy jechać –
mruknęła od niechcenia, a później całą trójką opuściliśmy tą zabitą dziurę
dechami na rzecz jeszcze większej rudery, jaką był stary magazyn. Pomieszczenie
było bardzo duże, ale to nie zmienia faktu, że było naprawdę zatłoczone co
można jedynie zawdzięczać obecnym tutaj ludziom chcących pojarać się faktem, że
kilka facetów będzie się napierdalało bez konkretnej przyczyny.
-Cooperman! – wszyscy
przystanęliśmy, a następnie odwróciliśmy w stronę bruneta, który nawoływał
nazwisko mojego przyjaciela. Przed nami stał nieco wyższy ode mnie chłopak,
jednak moja postura w stosunku do jego była o niebo – a nawet kilka nieb –
lepsza. Brązowe oczy biły w Coopa piorunami, które z czasem przeniosły się na
mnie i Blondyneczkę. –Gdzie masz tą ciotę, Jacka?
-Mam nowego zawodnika, Parker
– wychrypiał Max przeczesując swoje włosy na prawą stronę.
-Kogo? Tego lalusia!? –
parsknął śmiechem prosto w moją twarz przy okazji opluwając mnie sporą ilością
flegmy ze swojego krzywego ryja. –Myślałem, że stać cie na coś lepszego, no ale
cóż… Max zaniżasz swoje priorytety – wzruszył rozbawiony ramionami. –Sparks, co
powiesz na małą zabawę po walce?
-Ghh, jesteś obleśny Justin –
odpowiedziała z odrazą na twarzy. –Nie zawyżaj swoich priorytetów, laski takie
jak ja nie umawiają się z gośćmi twojego przekroju. Jestem zbyt zajebista na
taką ciotę jak ty, po za tym ten Posraniec – kiwnęła głową w moim kierunku,
dlatego zmarszczyłem brwi. Co ta idiotka znowu wymyśliła? –To mój facet –
szybko złapała mnie za dłoń, ale sprawnie wyszarpałem swoją rękę z jej
żelaznego uścisku – laska ma powera!
-Coś mi się nie wydaje,
kochanie – poruszał znacząco brwiami. –Widać, że za tobą i twoją nie zamykającą
się jadaczką nie przepada – dobra, ten gość jest chyba jasnowidzem. Czułem się
świetnie z myślą, że utarł Lauren nosa, ale kiedy poczułem na sobie jej
błagające spojrzenie postanowiłem –mimo niechęci do jej osoby oraz wszystkiego
co miało z nią związek – udzielić jej pomocy. Jednym sprawnym ruchem złapałem
za jej nadgarstek, po czym przyciągnąłem do siebie. Trzymałem ją pewnie w
pasie, a kilka sekund później złączyłem nasze wargi w spontanicznym pocałunku,
który od razu odwzajemniła. Nie chciałem robić scen, ani odnosić się z tą
ściemą publicznie, ponieważ jestem zdania, że skoro ludzie chcą sobie pooglądać
jakiegoś pornosa powinni mi za to zapłacić, bo za darmo niczego nie dostanie
się w tym snobistycznym świecie pełnym kłamstwa, używek, nielegalnych wyścigów
oraz przemocy. Odsunąłem się od niej na dość sporą odległość i przypatrywałem
się reakcji tego altromondo. Parker był prawdziwie wkurwiony, a najlepsze było
to, że wcale nie na mnie tylko na Sparks.
-Co się gapisz, kutasie?
Mówiłam, że to mój chłopak, a teraz wypierdalaj szukać dobrego dentysty, bo jak
Harry ci przypierdoli na macie będziesz zbierał zęby, a lekarz nie będzie
wiedział czy twój ryj to ryj czy może cipka! – okay, ta idiotka chyba zbytnio
się wkręca w grożenie innym co prawdopodobnie odbije jej się czkawką, a ja już
więcej jej nie pomogę w zwodzeniu jakiegoś kretyna , z którym mam za niedługo
walczyć.
Naburmuszony Justin poszedł w
stronę tłumu, który przywitał go jak sławnego aktora dobrze dochodowych filmów
akcji.
-Lauren, następnym razem
daruj sobie takie sceny – warknął jej kuzyn, a ona wywróciła tylko teatralnie
oczami.
-Dzięki, Harry – posłała mi
szeroki uśmiech, który na całe szczęście miałem możliwość zgasić. Ten dzień
jest całkiem przyzwoity pomijając przyjazd tutaj z tą Blondyneczką, którą teraz
miałem ochotę wkurwiać.
-Więcej tego nie rób –
wycedziłem przez zaciśnięte zęby. –Nie wmawiaj jakimś pedałom, że jesteśmy razem, ogarniasz? –
dokończyłem wrednym tonem, a ona jedynie prychnęła pod nosem i odeszła w
nieznanym mi kierunku.
-Sory za nią stary, ale to jej były – przytaknąłem, a potem razem z
Coopem poszliśmy w kierunku zbiorowiska. Ludzie głośno kibicowali dwóm
okładającym się dryblasom, z którego jeden był strasznie niski, a drugi
wyglądał w porównaniu z nim jak King Kong. Co śmieszniejsze… Ten cherlawy
człowieczek wygrał przez nokaut! Zaczynam wątpić w system. Sędzia uniósł jego
rękę w geście zwycięstwa, a zapowiadający zaczął mówić:
-Kolejny zmierzy się Ryan Fehler i Harry Davids – z tłumy wyszedł jakiś
blondasek, który zaczął odwalać popisy.
-Dowal mu – usłyszałem warknięcie przy uchu, a kilka sekund później
oprzytomniałem. Ludzie gapili się na mnie, dlatego bez skrępowania zdjąłem
koszulkę, którą podałem Max’ owi i założyłem rękawice. Zrobiłem kilka kroków do
przodu, żeby stanąć naprzeciwko przeciwnika, który był nieco wyższy ode mnie,
jednak nie na tyle umięśniony. Przeczesałem włosy, które wpadały mi do oczu, a
potem stuknęliśmy się rękawicami. Cofnęliśmy się na kilka kroków, a gdy sędzia
dał sygnał zaczęliśmy widowisko. Koleś zbliżył się do mnie, po czym wymierzył –
a raczej chciał – pierwszy cios, którego uniknąłem dzięki szybkiemu refleksowi.
Uderzyłem go w klatę, dlatego odrzuciło go trochę do tyłu, a ja wykorzystałem
okazję i kopnąłem go w twarz z pół obrotu tym samym nokautując. Tłum ucichł –
wszyscy gapili się teraz na mnie.
-Kto następny? – zapytałem niewzruszony, a z zbiegowiska pewnym siebie
krokiem wyszedł jakiś rudzielec.
-Zrobię ci krzywdę, chłopczyku – parsknąłem śmiechem.
-Zobaczymy kto będzie płakał – wymierzył mi podbródkowy, którego
niestety nie uniknąłem. Szczęka bolała mnie niemiłosiernie, ale nie jestem
ciotą – dam radę skopać mu dupę, a za to co mi teraz zrobił to rozkurwię mu
łeb!
Już po pierwszych sekundach starcia z nim wiedziałem, że jest bokserem,
ponieważ używał tylko rąk, dlatego postanowiłem to wykorzystać. Wybiłem się i
zrobiłem nad nim salto, a później zacząłem swój pokaz okładałem go, a kiedy
orientowałem się, że chce wziąć odwet zaczynałem skakać żeby uniknąć ciosów.
Ludzie zmienili front i zaczęli dopingować mnie, co jeszcze bardziej mnie
nakręcało. Powoli jednak zaczęła mnie nudzić ta zabawa w kotka i myszkę,
dlatego wykonałem Superman Punch tym samym go nokautując. Zupełnie inaczej
uporałem się z kolejnymi przeciwnikami, ponieważ przyszło to zupełnie łatwo. Zostało
mi tylko jedno starcie, a kiedy zobaczyłem kto jest moim rywalem… Cóż tym razem
nie odpuszczę dopóki go nie zabiję.
-No kogo ja widzę, gdzie ta twoja mała dziwka? – zakpił, a ja
zacisnąłem dłonie w pięści. Nikt nie miał prawa jej tak nazywać, a już w
zupełności nie ten frajer, który na ostatnich wakacjach chciał skrzywdzić Annę.
-Stul pysk – wycedziłem przez zęby. –Nawet nie waż się o niej myśleć.
-Pewnie cie olała, każda taka jest, a ty naiwny myślałeś, że… - nie
wytrzymałem i rzuciłem się na niego. Okładałem go wszystkim czym tylko
potrafiłem. Już nie byłem tak opanowany, a moje ciosy były bardzo chaotyczne
nawet jeśli trafiałem rywala. Cały czas przed oczami miałem to jak ostatnio
chciał ją skrzywdzić, jak brudnymi łapami szarpał za nadgarstek mojego Kwiatuszka…
Wstąpił we mnie sadysta, którego nic i nikt nie mógł powstrzymać. Twarz
blondyna z każdym uderzeniem jakie mu zadałem przybierała coraz więcej ran, z
których sączyła się czerwona ciecz, a skóra powoli przybierała barwę fioletu.
Ludzie zaczęli panikować, a Cooperman bezskutecznie starał się tak jak sędzia
odciągnąć mnie od tej szuji. Wpadłem w trans i nikt nie potrafił temu zapobiec,
po za oczywiście Anną czy chociażby Liamem.
-Davids, do kurwy zabijesz go! – krzyczał Max. –Lauren, może byś
pomogła!? – nie zwracałem uwagi na to co mówił czy kogo wołał i prosił o pomoc.
-Harry – usłyszałem nad uchem, a czyjeś drobne dłonie złapały mnie i
pasie. Szarpała, ale nie umiała sobie dać ze mną rady. –Harry, przestań! –
wrzasnęła, a ja przestałem. Anna tak samo się do mnie zwracała. Z jej pomocą
wstałem i zbadałem sytuację, do której doprowadziłem. Blondyn leżał cały we
krwi oraz nieprzytomny. –Co ci się stało, panie opanowany!? – umieściła dłonie
na mojej klatce piersiowej, a później z całej siły odepchnęła. –Mogłeś go
zabić, Posrańcu! –
zlustrowałem ostatni raz całe towarzystwo i odszedłem. Nie wiem dokąd szedłem, a
jedyną rzeczą, którą zdołałem zabrać była moja koszulka. Stawiałem kolejne
kroki przed siebie zostawiając za sobą cały ten syf, którego się dopuściłem.
-Teraz się laleczko zabawimy! – zarechotał jakiś typek z zaułka,
dlatego z czystej ciekawości postanowiłem tam zajrzeć. Dwaj idioci dobierali się
do jakiejś dziewczyny, która skulona oraz zapłakana siedziała pod murem
obejmując swoje nogi dłońmi.
-Zostawcie mnie – pociągnęła noskiem. Mimo gównianej sytuacji w jakiej
teraz się znalazła wyglądała prześlicznie. Postanowiłem jej pomóc, bo nie
miałem nic konkretnego do roboty, po za tym nie pozwolę, żeby jakieś kutasy
znęcały się nad biedną dziewczyną.
-Ej, posrańce! – obaj jak na komendę odwrócili się w moją stronę. –Zostawcie
panią, jak ładnie prosi.
-Zjeżdżaj gówniarzu, to nie twoja sprawa – żachnął i wrócił do
brunetki. Zignorował mnie, a tego się nie robi! Podszedłem bliżej niego i jego
kumpla, po czym odciągnąłem tego mądralę i z całej siły przyłożyłem mu w mordę.
-Co ty odpierdalasz chłopczyku?! – wrzasnął ten drugi nie kryjąc
oburzenia. Chciał mnie uderzyć, ale nie wyszło mu to i właśnie on leżał nieprzytomny
na glebie.
-Chodź – pomogłem wstać nastolatce, która z lekką obawą przyjęła moją
pomocną dłoń. –Jak się nazywasz?
-J- jestem Ta- Taylor – wytarła zapłakane oczy wierzchem ręki, a
później dokładnie mi się przyjrzała. Jej brązowe tęczówki przeszywały mnie, co
absolutnie mi nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie- podobało mi się to. Była
podobna do Anny… Niemalże identyczna. –Dziękuję za pomoc –mruknęła ze
spuszczoną głową.
-Nie ma za co dziękować, przecież każdy zareagowałby tak samo –
wzruszyłem ramionami.
-I tu się mylisz, ludzie są podli.
-Tsa, wiem coś o tym – mruknąłem pod nosem, jednak ona prawdopodobnie
to usłyszała, ponieważ znów na mnie patrzyła ze marszczonymi brwiami. –Nieważne…
Chodź odprowadzę cię do domu – złapałem za jej nadgarstek z czystego
przyzwyczajenia, ponieważ tak samo robiłem z Evans. Taylor jednak zaparła się nogami
i nie pozwalała mi na żaden konkretny ruch wobec niej. –Coś się stało? – byłem całkowicie
zmieszany. Nie wiedziałem co ta dziewczyna wymyśliła, ale jedyne czego byłem
pewien to, że ma nasrane w głowie zupełnie jak mój Kwiatuszek.
-Ja sama trafię.
-Coś mi się nie wydaje – puściłem jej rękę, po czym skrzyżowałem swoje rami
nam na klatce piersiowej. –Co jest?
-Nic.
-Mów, przecież widzę.
-O Jezu – westchnęła głośno, jakby znudzona rozmową ze mną.- Matka
wyrzuciła mnie z domu, mój chłopak chciał mnie przed chwilą zgwałcić i nie mam
dokąd pójść, szczęśliwy?!- oburzyła się, ale wyglądała uroczo.
-Nawet nie wiesz jak bardzo, chodź pomieszkasz u mnie – a raczej u Maxa
razem ze mną i tą wariatką Lauren. Chryste panie! Nie zwracając uwagi na jej
próby zatrzymania mnie jednym sprawnym ruchem przerzuciłem ją sobie przez ramię
i szedłem w kierunku tej rudery Coopa. Brunetka waliła piąstkami w moje plecy,
ale przypominało to bardziej masaż, bo siły miała tyle co kot napłakał.
-To jest porwanie! Puszczaj mnie! – nie reagowałem na jej teksty, aż do
czasu kiedy się uspokoiła i stukała palcami znudzona w moje łopatki. –Jak masz
na imię?
-Harry.
-Dlaczego mi pomagasz?
-Bo przypominasz mi kogoś bardzo ważnego – nie wiedziałem dlaczego, ale
zacząłem się przed nią otwierać mimo, że wcale nie chciałem, żeby ktokolwiek
wiedział o tej tragedii jaka mnie dotknęła.
-Kogo?
-Moją byłą dziewczynę.
-Zerwała z tobą – stwierdziła, na co prychnąłem pod nosem. Gdyby ze mną
zerwała, ale nadal by żyła to bym tak nie zareagował!
-Umarła.
-Przepraszam, nie powinnam…
-To… Po prostu nikomu o tym nie mów, okay?
-Dobrze – postawiłem ją przed wejściem, a później otworzyłem drzwi i
pociągnąłem za sobą. W salonie siedział Max oraz jego wkurwiająca kuzyneczka,
która wlepiała oczy w telewizor. –Cooperman- chłopak odwrócił się do mnie
przodem, a kiedy zobaczył niziutką istotkę obok mnie był wściekły.
-Kto to do kurwy jest i co tutaj robi!? – wrzasnął, a Tay zatrzęsła się.
-Idź to góry, drugie drzwi po lewej, ja zaraz przyjdę – brunetka przytaknęła,
a później wbiegła po schodach. –Pomieszka z nami przez jakiś czas, potem się wyniesiemy.
-My?! – zdziwiła się Blondyneczka. –Od
kiedy taki „porządny” facet jak ty zabiera do domu przybłędy?!
-Zamknij się, kretynko! Mam cie dość, cały czas zachowujesz się jakbyś
pozjadała wszystkie rozumy, do wkurwiające! A co do Taylor – Zostaje.
_______________________________________________
No więc mamy już rozdział trzeci, w którym pojawiły się dwie nowe postaci - Taylor (której wygląd postanowiłam nieco zmienić) oraz Justin.
Wiem, że na razie to opowiadanie wieje nudą, a rozdział pojawia się opóźniony, ale jak wszyscy wiem początki są mega trudne.
Dziękuję wam za komentarze, wejścia i całą resztę do dla mnie naprawdę dużo znaczy. Dziękuję również Jesice Evans za nominację, ale nie chce mi się zbytnio robić o tym notki.
Cóż... Następny rozdział powinien być bardziej ciekawy, a wy możecie mnie zmotywować komentarzami.
Buźka, miśki ;**